M. jedzie ze stolicy do miasta B. pociągiem dalekobieżnym (taki pociąg, co nie wyrusza ze stolicy, a z miasta B. jedzie dalej). O dziwo pociąg jest opóźniony jedynie kilka minut. Tuż przed samym miastem B. pan, który siedział w tym samym przedziale, i, wpisując się w trend przedziałowy, czytał, stojąc w korytarzu gdzieś między drzwiami od wagonu a drzwiami przedziału konduktorskiego, staje się nagle rozmowny.
Informuje, że dzisiaj pociąg opóźnienia ma tylko kilka minut, ale wczoraj przyjechał do B. o godzinę spóźniony. M. grzecznie odpowiada, że tak wczesne przybycie na miejsce dnia dzisiejszego też ją nieco dziwi, bo przygotowała się, jak to zwykle, kiedy wybiera którąś ze spółek PKP, na przygody. Pan zaczyna tłumaczyć, że jest teraz cała masa spółek i dyrektorów, którzy siedzą i nie robią nic, no ze dwunastu chyba. Z hukiem otwierają się akurat drzwi do przedziału i wychodzi konduktorka:
– Oj tak, pewnie, żeby tylko dwunastu…
I przeciska się przez ludzi na drugi koniec wagonu.
Pan sugeruje M., że jako osoba młoda razem z rówieśnikami powinna rozwalić ten cały interes, to może coś się wreszcie zmieni. M., nastawiona pokojowo, mówi, że się zmieni, a rozwali się w razie czego samo, bo za dwa lata wjedzie do Polski Deutsche Bahn, i M. z pewnością będzie wybierać właśnie ich usługi.
Na co akurat z hukiem otwierają się drzwi do przedziału i wychodzi konduktorka:
– Tak, wjedzie, na taczkach chyba wjedzie!
(Tu M. wyobraża sobie superszybki pociąg ICE i szuka miejsca, gdzie można mu doczepić taczki.)
Na uwagę pana, że w pociągu jest brudno i pełno zarazków, odpowiada obrażonym tonem, że niektórzy mają gorzej w domu (tu M. sobie myśli, że, jakkolwiek tym razem w PKP się do niczego nie przykleiła, to nie chciałaby być niektórymi).
No cóż, grunt to identyfikować się z firmą i być przygotowanym na wszelkie oszczerstwa!
Skomentuj