Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘fan’

M. wsiada do nocnego autobusu, zajmuje ulubione miejsce i wyciąga z torby książkę. Cieszy się, że pierwsze siedzenie nieźle oświetlone. Wielka, podobna do lekarskiej, torba M. otrzymuje honorowe miejsce obok właścicielki. Po jakichś dwóch zdaniach na torbę M. zwala się jakiś pan i pytającym wzrokiem próbuje uzyskać pozwolenie na zajęcie miejsca obok M.. Ta, grzeczna z natury, uprzejmie mówi „Proszę” i torbę zabiera na kolana, w duchu zastanawiając się, po jaką cholerę człowiek wybrał sobie to właśnie miejsce, skoro pół autobusu jest puste, nie wyłączając kilku  miejsc podwójnych (zupełnie niezgodne z prawami psychologii – przecież ludzie w autobusach zazwyczaj wolą siadać sami!). Po przemeblowaniu czytanie staje się utrudnione, bo dla M. i jej torby zostaje tylko pół miejsca, ograniczone z jednej strony postawnym współpasażerem, a z drugiej –  szybą. Szyba w ogóle staje się przytulaśna.

Jakiś pan, wyglądający mocno na fana, pyta kierowcę, czy ten autobus jedzie na Rozbrat, koło stadionu Legii, a skoro nie, to czym tam dojechać. Kierowca wzrusza ramionami, nie wie. M. mówi, że chyba N33, bo właśnie przyjechała z tamtych okolic, nie pamięta dokładnie numeru, ale poleca przejście się na dalszy kawałek peronów już trochę poza „bezpośrednim” Dworcem Centralnym, bo skoro to tam kończyło trasę, to z tamtych okolic musi wyruszać. Pan fan z rozbrajającą szczerością wyznaje, że tam (na trzeźwo i w miarę zdrowo 2 min. z buta – przyp. red.) to on nie da rady dotrzeć. W tym momencie współpasażer M. zaczyna rozmowę i pyta, czy M. jedzie z pracy, czy z przyjemności. M. mówi, że ze spotkania z przyjaciółmi. – To z przyjemności – konstatuje pan. Natychmiast zaczyna wyjaśniać, że ze znajomymi warto się spotykać, ale tylko z tymi fajnymi. Jeśli którzyś są niefajni, to należy odkładać spotkania z nimi, albo przekładać, może się w końcu zreflektują. Bo ludzie się reflektują po jakimś czasie, wbrew pozorom się zmieniają. (M. ma na ten temat inne zdanie, ale nic się nie odzywa). W momencie, gdy autobus opuszcza dworzec, pan wkracza na tematy wychowawcze, a mianowicie tego, jaką to ludzie mają wybiórczą pamięć, wyrażającą się w opowiadaniu wszystkim o swoich sukcesach, a nigdy o porażkach. Następuje to po skomentowaniu zmieniających się miejsc, gdzie można palić na dworcu – raz tu, kiedy indziej tu, i już w  ogóle nie wiadomo, a papierosy są okropne. Chociaż jeden jego kolega palił 2 paczki dziennie, ale twierdził, że go alkohol konserwował. Po pierwszej flaszce kolega ów, jak twierdził, zaczynał zauważać kobiety. Z tego właśnie bierze się trwająca właśnie tyrada o mówieniu o swoich sukcesach i niepamiętaniu o porażkach. Kolejnym przykładem takiego zjawiska ma być babcia mówiąca swemu wnuczkowi o tym, jak to miała same piątki w szkole, podczas gdy piątki te miała jedynie z gimnastyki, rysunków i sprawowania. A przecież wnuczek może się dokopać do jakichś informacji i dowiedzieć!

– Dobry wieczór, proszę bilety do kontroli! – mówi dziarsko i z uśmiechem pan kanar, który niepostrzeżenie wsiadł do autobusu.
– Dobry wieczór, proszę bardzo! – odpowiada z uśmiechem M., podając panu swoją kartę miejską.
– Mnie nie kontrolują, ja już jeżdżę za darmo. – mówi najbliższy współpasażer M..
Faktycznie, pana nie pytają o bilet. Na słowo wierzą?

Kolejnym tematem, na który po tej trwającej dosłownie chwilkę przerwie, gładko przechodzi pan z porażek, jest pieczenie, jako że algorytm uczenia się ze swoich błędów doskonale można zastosować przy robieniu ciasta. Polegać to ma na obserwowaniu, co się zrobiło źle, że w cieście wyszedł zakalec. Pan na zakalcach zna się znakomicie. M. nie zna się wcale, bo jak lubi i umie piec ciasta, tak nigdy nie zdarzyło się jej, żeby się jakieś ciasto nie udało, o czym natychmiast informuje pana.  Istotną czynnością, jaką należy wykonać, żeby zakalec nie wyszedł, jest przesiewanie mąki, ciągnie dalej pan. M. mówi, że nie zdarzyło jej się to nigdy, bo to dodatkowa, a mało potrzebna robota, a w ogóle to M. nie ma sitka. Pan zaleca obowiązkowe kupno. Podczas przesiewania mąki bowiem można uniknąć dwóch rzeczy: paprochów w mące (mogą być oznaką robaków) i nieświeżości mąki (jak się przesiewa, to się widzi i czuje).  Ponadto mąka jest bardziej puszysta i ciasto też.

Potem pan mówi o popularności pieczenia chleba, jaka nastała ostatnimi czasy. M. stwierdza, że piecze i lubi to robić. Pan chwali M.. To M. perfidnie informuje, że zrobiła zakwas i piecze na zakwasie. Czym wzbudza jeszcze większy podziw.

Pan stwierdza w końcu (na próbę?), że największym sprawdzianem umiejętności pieczenia ciast jest drożdżowe. Na te słowa M. robi naprawdę bardzo duże oczy i informuje pana, że, co jak co, ale ciasto drożdżowe to jest to, które MUSI się udać, i że jak już zupełnie nie wie, co zrobić, to robi drożdżowe, bo to wszyscy z chęcią zjedzą. Z dużą ilością rodzynek. Pan potakuje, po czym dodaje, że z rodzynkami trzeba uważać, bo za dużo też niedobrze. M. infornuje zaś, że zazwyczaj robi ogromną blachę ciasta, z czego pół jest bez rodzynek, bo część znajomych nie lubi, a drugie pół z podwójną ilością, i ci, co lubią, też są zadowoleni.

Pan przechodzi do tematu rodzajów rodzynek i ich bytności w językach świata. To znaczy w polskim, niemieckim i fracuskim. W niemieckim na przykład na jasne i ciemne rodzynki są dwa różne słowa. M. zastanawia się chwilę i zauważa, że po polsku też się mówi „rodzynki” i „sułtanki” (po niemiecku odpowiednio Rosinen i Sultaninen), choć faktycznie zazwyczaj się nie rozróżnia szczególnie do celów spożywczych.

Kolejną kwestią, jaką pan porusza, przechodząc z tematów językowych, jest geneza i zastosowanie Coca-Coli. Pan tłumaczy, że stwarza ją amerykański Żyd-aptekarz dla którejś grupy zawodowej (M. już nie pamięta, której), jako tańszą imitację kwasu chlebowego. Zawiera ona orzeszki Coli (stąd w nazwie Cola), oraz niewielkie ilości koki, narkotyku, który po kilkunastu latach przestaje być składnikiem napoju (stąd pierwszy człon nazwy – Coca). Na życzenie dla poprawienia smaku dodaje też niekiedy czerwonego wina, czego potem się zaprzestaje. Z podstawowych składników zostały więc jedynie niewielkie ilości orzeszków Coli (widział to kto w składzie? jeśli widział, niech da znać, czym prędzej! – przyp. red.). M. zauważa nieśmiało, że ona zna wersję, w której Coca-Cola została stworzona przez Żyda-aptekarza, ale jako lekarstwo na ból głowy, i była sprzedawana w aptece właśnie. Pan potakuje, dodaje jeszcze coś o leczeniu nią bezsenności, co M. wprawia w lekkie zdziwienie, bo przecież napój zawiera kofeinę! Innym leczniczym zastosowaniem Coca-Coli w naszych okolicach geograficznych jest według pana leczenie biegunki. M. zgadza się, że to napój działający na problemy żołądkowe, dodaje też, że warto zagryźć słonymi paluszkami (spróbujcie! – przyp. red.). Pan mówi, że najlepszy jest jednak dla hydraulików do odkręcania zardzewiałych śrub, przy czym lepsza, bo mocniejsza jest właśnie Coca-Cola, a nie konkurencyjna Pepsi. M. mówi, że się zgadza, i nawet słyszała o testach odrdzewiaczy samochodowych,  w których napój ten, podgrzany do 40 st.,  pokonał najlepszy z odrdzewiaczy dostępnych na rynku – okazało się, że siła potrzebna do odkręcenia zapieczonej śruby z użyciem coli była kilka razy mniejsza niż w przypadku płynu przeznaczonego specjalnie do tego celu. M. dodaje też, że niektórzy używają Coli zamiast Domestosa. Pan zaś poleca czyszczenie tym napojem zażelazionej wanny (może być osad od wody), miejscowo na gąbeczkę.

W pewnym momencie M. naciska przycisk STOP, zamawiając zatrzymanie nocnego na żądanym przystanku i zaczyna przepraszać pana, żeby przecisnąć się do drzwi.
– Już pani przystanek? – głos pana zawiera mieszankę lekkiego zdumienia i lekkiego smutku.
– Tak, już mój.
– No, to podsumowując, rozmawialiśmy dzisiaj najpierw o sukcesach i porażkach, i że trzeba wyciągać z nich wnioski, i pamiętać o porażkach, a nie zapominać, potem o ludziach, którym się trzeba dać zmienić, o pieczeniu, i wreszcie o Coca- Coli. – przelatuje pamięcią podróż.
– Do widzenia! Powodzenia w pieczeniu!
– Dziękuję! Do widzenia!

PS. Opisana rozmowa trwała 17 minut, tyle jedzie nocny z Centralnego do M.
PS2. Opisanie opisanej rozmowy zajęło M. jakieś 2,5 raza tyle.

Read Full Post »