Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘zima’

Wpis autorstwa Elpresidente, który w ramach pisania magisterki zechciał podzielić się z nami swoją przygodą z wojaży zagranicznych. Autorowi serdecznie dziękuję, a Wy, Publiczności, indżoj!

Korzystając z gościnnych łam bloga Magdy, opiszę historię mojej podróży sztandarowym produktem spółki PKP IC, czyli międzynarodowym pociągiem EN Jan Kiepura.

Czas i miejsce akcji: 17/18 grudnia 2009, dworce w Maastricht, Akwizgranie, Kolonii i Dortmundzie.

Bohaterowie: Czterech wracających z Erasmusa Polaków oraz ich dobytek (+/- dwie torby podróżne i załadowany po brzegi duży plecak na osobę oraz moja kołdra w osobnym pudle), kasjerzy i pracownicy informacji na wspomnianych dworcach, konduktorzy kilku różnych pociągów, bohater tytułowy – EN 447 Jan Kiepura.

Wstęp: O tym, że Jan Kiepura ciekawym pociągiem jest, wie chyba każdy, komu dane było odbyć nim podróż. Ma on na różnych etapach swojej trasy od 12 do ponad 15 wagonów. Do wyboru, do koloru. Z Warszawy do Amsterdamu, z Mińska i Moskwy do Bazylei, z Warszawy do Monachium i Innsbrucku, z Moskwy do Amsterdamu… Później jest już tylko ciekawiej, pociąg podczas manewrów w Berlinie i Hannowerze podlega magicznym przetasowaniom, wagony są odczepiane i dołączane i w efekcie do Amsterdamu dojeżdża się składem, którego wygląd w 20 % odzwierciedla stan początkowy, a spotkać można np. wagony z Pragi i Kopenhagi. Manewry te generują oczywiście nieograniczony wręcz potencjał do powstawania opóźnień. A opóźniony Jan Kiepura ma skłonności do desperackich prób zmniejszania tychże np. z 480 do 300 minut (co by zdążyć wyruszyć punktualnie w drogę powrotną) poprzez dokonywanie nieoczekiwanych zmian trasy. Zauważona przez nas podczas podróży w pierwszą stronę prawidłowość: skraca sobie trasę w Zagłębiu Ruhry i nie robi kółeczka do Kolonii, tylko wysadza ludzi o 4-5 nad ranem w Dortmundzie a sam gna prostą drogą do granicy holenderskiej. Z tego powodu, planując powrót z Holandii, postanowiliśmy wsiąść sobie wygodnie w Utrechcie i wracać do kraju nieznaną ilość godzin (w przybliżeniu rozkład + 20-25%), bez zastanawiania się, którędy Janek pojedzie dalej. I w tym miejscu zaczęły się problemy.

Etap I: Zakup biletu – o tak, kupić bilet w promocji Spar Night nie jest wcale rzeczą prostą. W Polsce bywa niewykonalne. O ile w podróży do Holandii udało się to po długich negocjacjach (Jak to nie ma żadnego biletu? Przecież są w przedsprzedaży dopiero od dziś, to już wszyscy je wykupili??!! Stuk, stuk w klawiaturę. Jest jeden po 29 euro. A może jeszcze coś się znajdzie? Stuk, stuk. O, jest drugi po 39. Po dwóch miesiącach okazało się, że w pociągu zajęta była może 1/3 miejsc), to z powrotem słynne PKP-owskie „niedasię” okazało się nie do przejścia. No bo 13 grudnia zmienia się rozkład. A jest połowa listopada i ja nie mam w systemie jeszcze tego pociągu i nie wie jak on pojedzie. Może będzie w grudniu. W Holandii pani to wie, ale najtańszy bilet ma za 146 euro. No to ładna mi promocja, jak w pierwszą stronę jechałem za 29. Niemcy co ciekawe wiedzą jak pociąg pojedzie i mają na niego bilety w sprzedaży internetowej. Kuszetki po 49 euro. Bierzemy. Przesyłka za 3 euro i po 2 dniach bilety czekają w skrzynce. Jeszcze tylko próba sprawdzenia jak jest z przewozem roweru – specjalny dwustronicowy załącznik „Przewóz rowerów w pociągu EN 447 Jan Kiepura” usiłujemy rozszyfrować przez godzinę – niewykonalne. Odpowiedź znajdujemy w ogólnym regulaminie na stronie pięćset-którejś-tam – oczywiście „niedasię”. Znaczy nie z takim biletem. Dobra, rowery się sprzeda w NL.

Etap II: Podróż – w dniu wyjazdu w Holandii spadł śnieg. Nawet przyjemna odmiana po kilku tygodniach deszczu, tylko trochę go mało. Taka warstewka dwucentymetrowa. To znaczy, nam się wydawało, że to mało.

Maastricht, Central Station, 17:00: Dla Holendrów okazało się to klęską żywiołową. Mieliśmy mieć ponad godzinę na przesiadkę w Utrechcie, a podczas trzech miesięcy pobytu nie zdarzyło nam się, żeby pociągi holenderskich kolei (NS) spóźniły się więcej niż 2 minuty. A jednak – zima jest też wrogiem NS (i tak mają tam dobrze, nasze PKP IC ma niestety aż czterech potężnych wrogów) i pociąg może się spóźnić. Myślimy: dla nich spóźnienie to pewnie z 10 minut, więc nie ma problemu, ale na wszelki wypadek pytamy konduktora pociągu do Utrechtu. „Duże będzie to opóźnienie?? Panieee, ja nie mam pojęcia, my to dojedziemy tylko do Eindhoven (oho, robi się nieciekawie), dalej trzeba się przesiąść w inny pociąg bo tam jest śnieżyca i ruch wahadłowy, ale ja to nie wiem czy ten inny to w ogóle będzie. (Zajebiście). A można zgłosić skomunikowanie, bo my mamy bilety pociąg międzynarodowy?? Nieee, jak to międzynarodowy to on nie będzie czekać ale tam jest śnieżyca, więc i międzynarodowy pewnie będzie spóźniony”. Postanowiliśmy nie sprawdzać, który będzie spóźniony więcej. Oddaliśmy szybko bilety, złapaliśmy autobuch do Akwizgranu (oprócz nas i naszych bagaży niewiele zostało tam miejsca dla innych podróżujących – Niemców) i postanowiliśmy poczekać na Kiepurę na dworcu w Kolonii, gdzie zgodnie z rozkładem powinniśmy mieć nad nim ponad 2 h przewagi.

Aachen Hbf, 18:30: Pierwsza próba upewnienia się, czy aby Janek dziś pojedzie przez Kolonię zgodnie z rozkładem. Pani powiedziała, że nie ma kontaktu z tym pociągiem bo jeszcze jest w Holandii. Za to sprzedała nam promocyjny bilet grupowy do Kolonii. Dobre i to.

Koln Hbf, 20:00: Ładny dworzec, tylko łazić po nim dużo z tymi bagażami trzeba. W informacji mówią, że Kiepura na pewno będzie, tylko nie wiadomo o której (rozkładowo 22:30). Ale czeka tu na niego dużo ludzi, więc nie ma takiej możliwości, że nie przyjedzie. Na wyświetlaczach dużo pociągów odwołanych albo opóźnionych po 4 h.
21:00: Nadal nie ma go na tablicy.
21:45: Jest, pojawił się Kiepura, nie ma żadnego info o opóźnieniu.
22:15: Nadal nic o opóźnieniu, idziemy na peron, zimno i piździ.
22:30: No k***, to my się z tymi bagażami ładujemy a oni teraz wyświetlają, że opóźnienie ca. 120 Minuten. Dobra, jest nas czterech, robimy zmiany co 10 minut przy bagażach a reszta czeka w Macu. W informacji potwierdzają, że na pewno przybędzie, ale nie wcześniej niż za 2 godziny, mówią żeby spokojnie czekać w Macu.
23:13: Druga runda zmian, telefon od czujki na peronie, mówią coś o Janku, idziemy posłuchać.
23:16: Pesendżer Stanisław Paluch, tyle że jeszcze po niemiecku. Wyłapujemy pojedyncze słowa, mówią coś o pociągu do Moskwy i Kopenhagi, Dortmundzie i peronie piątym. Źle to wygląda.
23:17: Zmiana na wyświetlaczu. „Der Zug fällt aus”. Pieprzeni Niemcy. Słuchamy raz jeszcze zapowiedzi. Ten do Dortmundu jest o 23:15, faktycznie, coś stoi trzy perony dalej. No chyba sobie kpią.
23:20: Szalony sprint z walizkami. Dortmund nadal czeka, miło z jego strony, wpadamy i po 2 minutach rusza, Duńczyk, który pobiegł po kolegów nie miał tyle szczęścia, z ruszającego pociągu widzimy jak wbiegają po schodach. Reszta ludzi z Maca też została w Kolonii, bo tam nie było słychać kompletnie nic.

ICE z Kolonii do Dortmundu: Pierwsze minuty nerwowe. Kobita z Polski ma pretensje, że słyszała naszą rozmowę i poszła za nami a teraz nie jesteśmy pewni czy to na pewno ten pociąg. Zapowiadacz w środku mówi, że podróżni do Pragi i Kopenhagi mają wysiąść w Dortmndzie. O Warszawie cisza. My, że to musi być jeden pociąg, kobita panikuje. Idziemy szukać konduktora. Długie to ICE jak cholera, i komfortowe, niektóre wagony robią wrażenie. A my sobie nim jedziemy bez biletu. Podobno możemy. Konduktor mówi, że Warszawa też. Kobita się uspokaja.

Dortmund Hbf, 00:10: Wysiadamy, na wyświetlaczach Kiepura opóźniony 4 h. Obok dworca otwarty Mac. Zbierają się tam wszyscy z Kiepury plus miejscowi menele. Kobita z pociągu teraz zaczyna przeżywać, czy nie da się jakoś wcześniej dostać stąd do Warszawy, autobuchem albo samochodem. Życzymy jej powodzenia. Kobita zostaje.
02:00: Obsługa każe nam zabrać rzeczy, bo zamykają górę Maca. Złazimy z naszymi walizkami na dół, klnąc ich przy okazji. Kierowniczka płynną polszczyzną pyta, dlaczego nie powiedzieliśmy, że my rodacy, to by nam pozwoliła zostać. My jej, że skoro ona do nas po niemiecku, to tak odpowiadaliśmy. Pozwala zanieść rzeczy do jakiegoś pomieszczenia, zaczynamy przenosić, gdy wpada ktoś z obsługi dworca, że Janek będzie za 20 minut. 2 h przed czasem, albo 2 opóźniony, zależy jak na to spojrzeć. Miło, że ktoś przyszedł. Na peronie okazało się, że reszta zagubionych w Kolonii zdążyła w ostatniej chwili dojechać.

Epilog: Janek szybko zwiększa opóźnienie do ponad 3 h. Bierzemy od konduktorki formularz o rekompensatę za spóźnienie. Ludzie z biletami z IC nawet nie próbują wypełniać, i tak nie dostaną kasy, bo IC stwierdzi, że to wina Niemców. My mamy bilety wystawione przez Deutsche Bahn, bierzemy potwierdzenie o spóźnieniu, kilka dni temu dostałem na konto kasę, połowę ceny biletu. Przynajmniej na koniec miły akcent.

Read Full Post »

Co było pierwsze…

…rower czy zaspa?
Warszawa, ul. Emilii Plater

Read Full Post »

Tej zimy zapewnij swojemu samochodowi nie tylko modne ubranie…

…ale i fryzurę!

Read Full Post »

Dziś w sumie w komunikacji miejskiej nie działo się nic ciekawego.

No, może tylko dowiedziałam się, że ktoś w nocy zwiózł pod warszawskie (?) bloki koło zajezdni kilkadziesiąt wywrotek śniegu (kiedy lokatorzy się obudzili, to śnieg sięgał do pierwszego piętra).

I że poseł Cymański z Prawa i Sprawiedliwości udzielił „Super Expressowi” wywiadu zatytułowanego „Mamy prawo mieć gejów w naszych szeregach”.

Read Full Post »

Pani w wieku średnim późniejszym, na przystanku tramwajowym (dokładne odwzorowanie ze słuchu), tak, że słychać w promieniu 10m od przystanku, także po drugiej stronie ulicy:
– Co to, nie ma innych tramwaji?! Tylko bez przerwy te same numery jeżdżą, cholera jasna!

No cóż, mnie tam ten tramwaj, co podjechał, akurat doskonale pasował…

Read Full Post »

Nocne (wczesne) metro.

Jeden z grupy wesołych chłopaków na prośbę młodej drobnej pani bierze za rękę (niezbyt starego i niezbyt przytomnego) wysokooprocentowanego pana.
– Panie mężu! Panie mężu! Pana stacja teraz! Żona na pana czeka! Tu! – pokazuje palcem na ową panią, stojącą obok. Odpowiada w ten sposób na wątpliwości obudzonego pana wysokooprocentowanego co do faktu posiadania żony, tu i teraz.
Chłopcy pomagają panu wysiąść z wagonu metra.

Żona pomaga panu wejść po schodach, wyglądając mniej więcej jak Syzyf, tylko z ogromnym tobołem uwieszonym bardziej z boku/tyłu.

Temperatura poza metrem: -20 stopni Celsjusza.
Odległość od metra do domu pani żony i pana męża: nieznana.

Read Full Post »